Podjechałam na podjazd. Od kiedy nie było nas tutaj dużo się zmieniło. Na ziemi leżały niegrabione liście, a wszystko pozarastało trawą. Nie było mnie tu dawno, chociaż bardzo chciałam tu przyjechać. Weszłam do stajni. Prawie wszystkie boksy były puste. Tylko w kilku stały moje konie. Rozglądnęłam się ze łzami w oczach. Czemu tak się stało?
-Pusto tu, co?-zapytał Patrick, który zajmował się końmi.
-No, a gdzie reszta koni?
-Nie ma.-powiedział beznamiętnie.
-Jak to, nie ma?
-Albo zostały sprzedane, albo zabrane z ich właścicielami.
-A konie do rekreacji?
-Są na padoku, ale wszystkie są w nienajlepszym stanie. Nikt na nich nie jeździ i mają mało ruchu. Mają zastane mięśnie.-powiedział wzruszając ramionami i odchodząc. Czemu musiałam zniszczyć tą stajnię? Przecież tak się starałam...
-To nikt już nie przychodzi na jazdy?-zapytałam trochę smutna i zła na siebie.
-Nie, od kiedy nie mamy instruktorów, nie.-odwrócił się do mnie. Popatrzyłam na niego, a potem szybko odwróciłam się i odbiegłam. Zaczęłam dzwonić do wszystkich którzy trzymali tu swoje konie.
<Wszyscy którzy chcą nadal być na blogu niech odpiszą>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz